
W niewielkich kresowych miasteczkach jest coś nieuchwytnego, coś, co ocalało z przeszłości – to atmosfera. Drzemie w zaułkach i uliczkach, załomach murów, ruinach, wykopach archeologicznych odkrywających skomplikowaną, nawarstwioną przez stulecia tkankę miejskości. Można ją gdzieniegdzie odczytać na starych szyldach, usłyszeć w dźwięku kościelnego dzwonu, zwołującego wiernych na wieczorną mszę, w spokoju i zadumie przechodniów, zdążających do domów po pracowitym dniu. Każde miasteczko to fragment jakiejś historii. Ludzie tutaj znają się, dużo o sobie wiedzą. I chociaż nie dzieje się nic szczególnego, nie przyszedł na świat nikt znany, to jednak wszyscy są dumni z tego miejsca, i życzliwi, chcąc pokazać ten swój mały świat, gdzie dzieją się rzeczy zwykłe, ale może właśnie dlatego ważne i ciekawe. O takich miejscach mówi się tu „zacofana głubinka”. Jedną z nich jest Głębokie, białoruskie miasto wspominane w dokumentach już w 1414 roku, które Czesław Miłosz nazwał „Polarną Gwiazdą”. Ładnie, i niech tak zostanie.


(zdjęcia archiwalne: https://pl.wikipedia.org/wiki/Głębokie_(miasto), https://pl.wikipedia.org/wiki/Kościół_Trójcy_Świętej_w_Głębokiem, https://pl.wikipedia.org/wiki/Kościół_Świętych_Apostołów_Piotra_i_Pawła_i_klasztor_Bazylianów_w_Berezweczu)