Jak zdobyć Buszę

         Jest na Ukrainie zamek zwany Busza. Jego historia zaczyna się w 1589 roku, gdy ziemie te kupił kanclerz i hetman wielki koronny Jan Zamoyski i na niewielkim cyplu między rzekami Morachwą a Buszanką zaczęto budować zamek. Od strony Murawy budowla wyglądała jak orle gniazdo, wzniesione 30 metrów ponad rzeką. Górowało nad nią sześć połączonych podziemnymi przejściami wież, z których każda miała loch wypełniony prochem. Brama zamkowa znajdowała się w północnej ścianie, nieopodal dwóch baszt strażniczych. Założenie fortyfikacyjne odpowiadało wszelkim ówczesnym wymogom wojskowej techniki, więc nieprzypadkowo polscy oficerowie porównywali ją do kamienieckiej, a i znalazła też uznanie u francuskiego inżyniera na służbie króla Władysława IV, markiza Guillaume le Vasseur de Beauplana.
         Umocniona warownia czekała. Pierwszy raz walczono tu w 1617 roku, gdy nieopodal, koło wioski Jaruga, doszło do spotkania polskich wojsk pod wodzą hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego z oddziałami Iskandera-paszy, po której zawarty tu pokój z ordyńcami odsunął o kilka lat wybuch wojny polsko-tureckiej. W 1648 roku Polacy jednak porzucili twierdzę, która wówczas stała się kozackim pogranicznym miasteczkiem wokół którego zdarzały się potyczki między nimi a Polakami.
        Najtragiczniejsze dni buszańskiego zamku miały jednak nadejść w listopadzie 1654 roku, gdy podeszły pod niego wojska dowodzone przez trzech Potockich: Stanisława Rewerę, Piotra i Andrzeja oraz Stefana Czarnieckiego. Polskim oddziałom udało się pokonać większą część załogi, ale zanim zamek dostał się w ich ręce, wdowa zabitego kozackiego sotnika, Zawisnego, Maria, podpaliła beczkę z prochem,  wysadzając w powietrze siebie, resztki obrońców i niemało atakujących Polaków. W owe tragiczne dni miasteczko praktycznie przestało istnieć, a twierdza już nigdy nie powróciła do dawnej świetności. W zdobytych ruinach, Czarniecki wyciął w pień tysiące jeńców kozackich jako odwet za rzeź na Polakach po bitwie pod Batohem.
         Tak oto w XVII wieku zdobyto twierdzę Busza. Minęło kilka stuleci i dawna warownia pełni już funkcje turystyczne, lecz zdobycie jej w letni dzień to dla mnie była też batalia, tyle że z terenem i pogodą.
         Najpierw jedzie się wąską drogą, wijącą się to górę to w dół wzdłuż Dniestru, pośród wysokich wzgórz. W oddali widnieją małe, jasne domki, lekko przysłonięte drzewami i krzewami, ale tu powietrze jest duszne, a słońce mocno grzeje. Na dodatek cały teren jest osłonięty od północy pasmem wysokich wzniesień. Po kilkunastu kilometrach teren wypłaszcza się i po dalszych kilkudziesięciu pojawia się wąska, szutrowa drożynka, która prowadzi ku północy. Coraz trudniej nam jechać, ale nie wysiadamy, bo teren wciąż wznosi się, a na horyzoncie pojawiają się kolejne pagórki pokryte gęstym lasem. Po kilkunastu dalszych kilometrach widać kolejne wysokie wzniesienie, a na nim basztę – to co pozostało ze starej twierdzy.
         Teraz już pieszo, obładowani butelkami z wodą do picia – już nagrzaną w autach, bo to naprawdę upalny dzień! – zaczynamy zwiedzanie, a po nim dwukilometrowy spacer ku kanionowi Buszanki, gdzie wśród buczyn porastających jej brzegi, w pobliżu mostku można dziś odpocząć pod zdobyciu Buszy!

Katarzyna Węglicka
Opracowanie prozatorskie: Marzena Woronow

Następny wpis

Kamień księcia Rogwołoda

czw. paź 22 , 2020
         Kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Drui, zachwyciłam się tym miejscem gdzie do dziś można odnaleźć atmosferę małej, sennej, kresowej mieściny. Droga z Mińska jest daleka, autobus zatrzymuje się – moim zdaniem – przy co drugim większym krzaczku, ale wreszcie po ośmiu godzinach nieco męczącej jazdy, w pięknym popołudniowym słońcu wysiadłam na drujskim dworcu i wpadłam prosto w otwarte ramiona tutejszych Polaków, którzy od dawna serdecznie zapraszali mnie w te strony. W ich domu czekała mnie niespodzianka – prawdziwa wereszczaka, kresowa potrawa z grubo krojonej kiełbasy przekładanej słoniną, zapiekana i polana sosem. Gospodarze zapewniali mnie, że jest zrobiona według starego, […]