Wojenne opowieści znad pięknych jezior

         Na południe od onegdaj królewskiego miasta Miadzioł znajduje się malownicze jezioro o romantycznej nazwie Batoryn. Legenda głosi, że żołnierze wracający z jednej z wypraw Stefana Batorego przeciw Moskwie skrócili drogę, idąc przez jego zamarzniętą taflę. Jednak lód załamał się i wojsko, mając na sobie ciężkie zbroje, zatonęło. Ksiądz z Miadzioła opowiadał, że jeszcze dzisiaj miejscowi rybacy znajdują w sieciach fragmenty zardzewiałego uzbrojenia. Inna legenda opowiada o biednym szlachcicu, u którego zatrzymali się obozem żołnierze króla Batorego i złupili mu całe domostwo. Ten, w poczuciu krzywdy, wraz z żoną i dziećmi wyszedł na gościniec, którym miał nadciągnąć władca, a gdy ten nadjechał, zatrzymał orszak i opowiedział co zaszło. Król w zamian za milczenie o zaszłych wypadkach nadał mu ziemię, na której stał. Po takiej rekompensacie rozumny szlachcic założył dwa folwarki i nazwał je Stańkról i Milcz.
         Być może to tylko legenda, podobnie jak ta o założeniu przez tegoż króla miasta o takiej samej nazwie co jezioro. Ponoć stało się to w roku 1575 albo 1576, choć dokumenty podają datę 1625 i nazwisko Maciej Stachórski. W archiwach zachowały się też informacje, że właśnie tu, podczas wojny północnej, hetman Iwan Mazepa rozpoczął tajne negocjacje z polskim dworem i szwedzkim królem Karolem XII. Wiadomo też czym to się skończyło – Mazepa przeszedł na stronę Szwedów, a miasteczko oblegane przez carskie wojska pod komendą księcia Aleksandra Mienszykowa zostało przez Rosjan spalone 2 listopada 1708 roku.
         Stąd niedaleko jest do ukrytych w sosnowo-świerkowych lasach Błękitnych Jezior. Dotarłam tu również z Miadzioła, jadąc starym Traktem Batorego wiodącym z Wilna aż do Połocka, tym którym szli nasi żołnierze na Psków i Wielkie Łuki. Z parkingu koło Konstantynowa trzeba powędrować kilka kilometrów przez pachnący las, przechodząc przez mostek nad Straczą. W pewnym momencie, spośród drzew wyłaniają się skupiska jezior o przepięknej błękitno-zielonej barwie. Tego dnia była słoneczna pogoda i przybrzeżne sitowia oraz trzciny odbijały się w tafli wody, które pogłębiały świetlne refleksy spod niej jakie dawał brązowolistny rogatek. Gdzieś tam rzucił się ku powierzchni szczupak albo leszcz zostawiając po sobie delikatne kręgi na wodzie. Powietrze było przesycone zapachem świeżej żywicy i najróżniejszych ziół.
         Stałam nad największym z nich, Bołdukiem, bo wszystkich zobaczyć się nie da, choć już same nazwy kuszą: Imszarnik, Ilgnia, Hłubel, Okuniek, Jerezminiec…
         Dawno temu, gdy byłam tu po raz pierwszy, obiecałam sobie solennie wrócić. Obietnicy dotrzymałam! Błękitne Jeziora, bagno Jelnia, okolice Kanału Augustowskiego, Jeziora Brasławskie, Prypeć i Lwa na Polesiu – takiej pierwotnej przyrody może pozazdrościć większość krajów Europy Zachodniej.
         Ale te tereny to nie tylko zachwycająca natura, to także trudna historia. I tę chciałam zobaczyć z bliska. Podczas wspomnianej pierwszej wyprawy, brasławski ksiądz zaznaczył mi na mapie miejsca, dokąd powinnam się udać. Było wśród nich także małe miasteczko Ikaźń założone na przełomie XV i XVI wieku przez królewskiego sekretarza Jana Sapiehę.       W tym samym okresie powstała tu też parafia pod wezwaniem Bożego Ciała. W 1919 roku jej proboszczem był ksiądz Michał Buklarewicz, który po nabożeństwie Bożego Ciała poprowadził swoich parafian do akcji rozbrajania Rosjan. Ludzie, choć zostali w ten sposób uzbrojeni, nie mieli żadnego wojskowego przygotowania, a mimo to kapłan powiódł swoich 300 „powstańców” w stronę Przebrodzia. Gdy koło wsi Zaczerwje natknęli się na oddział bolszewików, wywiązała się strzelanina, w wyniku której sowieci uciekli. Jednak oddziałowi brakowało karności i doświadczenia, więc ksiądz rozwiązał go i pozostał jedynie z nieliczną grupą nadal atakując mniejsze oddziały wroga. Nie udało się dzielnemu duchownemu połączyć z wojskiem polskim; schwytano go i 27 czerwca 1919 roku rozstrzelano wraz z siostrą.
         Kolejnym zasłużonym dla Polski ikaźnieńskim proboszczem był Sykstus Hanusowski, późniejszy więzień stalinowskich łagrów oraz księża Władysław Maćkowiak i Stanisław Pyrtek, którzy mimo wydanego przez okupantów na nich wyroku śmierci zostali wśród swoich parafian. Obaj skatowani w brasławskim więzieniu zostali rozstrzelani 4 marca 1942 roku w lesie Borek koło Berezwecza. Za swoją posługę duszpasterską i bohaterski czyn zostali wraz ze 106 innymi duchownymi beatyfikowani przez papieża-Polaka 13 czerwca 1999 roku.
         Przyjechałam tu więc dla nich!

Katarzyna Węglicka
Opracowanie prozatorskie: Marzena Woronow

Następny wpis

Wiśniewo koło Ignalina

pon. paź 26 , 2020
to mała wioska (na zdjęciu przydrożna biblioteka), w której osiedlali się pracownicy pobliskiej elektrowni jądrowej (zamknięta 31 grudnia 2009 roku). Wycofanie jej z eksploatacji było jednym z warunków wejścia Litwy do Unii Europejskiej