„Królestwo Jasności”

         Jadąc do Kałużyc, mija się bezkresne pola, leśne dróżki prowadzące nie wiadomo dokąd, czasami mgły snujące się na wrzosowiskach. Nadal w mijanych wioskach, pod ścianami biednych domów siedzą starsi ludzie, smutni, zgaszeni. Aby tu jakoś dotrzeć najpierw mija się rzekę, tą samą, którą pokonywał Napoleon i która niejednokrotnie stała na drodze obcym wojskom dążącym w granice Rzeczypospolitej – Berezynę. Wrażenie, że jest duża i głęboka powodują raczej czytane opisy bitew i zmagań, których była świadkiem, a nie wielkość jej koryta. No a poza tym zewsząd daleko tu i wszędzie tu błotnisto…
         W Kałużycach, zgodnie z nazwą, wszędzie stoi woda. Wieś to typowa ulicówka. Po obu stronach głównej drogi rosną wspaniałe, stare dęby na pewno jeszcze pamiętające czasy dawnych właścicieli. Wyglądają jakby miały po 200 lat i chyba po tyle samo liczą sobie zabudowania stojąca tuż za nimi. Właściwie lepiej byłoby powiedzieć, chaty – są stare, chylące się do ziemi i kryte strzechą. Od czasu do czasu zaszczeka pies, wokół panuje cisza, wszyscy poszli do pracy w kołchozie, w domach zostali tylko starcy i jeden mężczyzna, ale ten w żaden sposób nie nadaje się do jakiegokolwiek zajęcia, bo choć w sile wieku to spożył tyle, że ma wyraźne kłopoty z utrzymaniem się na nogach. Po drodze nie biegają dzieci, bo co młodsi wyjechali stąd do miasta, uciekając przed codzienną kołchozową, ciężką pracą, opłacaną towarami, które potem można wymieniać. To Białoruś jaką widziałam przed 2006 rokiem. Im dalej na wschód, tym bardziej kraj upodabnia się do Rosji. Polska odeszła stąd tak dawno. Więc co ja tu robię? Historyk sztuki na krańcu świata, gdzie nie ma nawet jednego zabytkowego kamienia?
         Powodem mojej wizyty w Kałużycach jest ich najznamienitszy obywatel. Urodzony tu 10 stycznia 1892 roku Melchior Wańkowicz.
         Później, gdy w pisarzu już okrzepł talent oraz pojawił się dystans emocjonalny i liczony w kilometrach, jaki dzielił go od rodzinnej miejscowości, napisał, że kiedy nadeszła zagłada, świat kałużycki rozpadł się, a sąsiednie wioski rabowały pańską posiadłość. Tak było w tysiącach innych majątków na dawnych Kresach Rzeczypospolitej, przez które przewaliła się sowiecka nawała. Tak działo się i tu.
         Idący główną ulicą człowiek zapytany o dawnych dziedziców tej ziemi pokazał mi, gdzie kiedyś stał dwór, po którym już dzisiaj nie ma śladu, dwa dawne zabudowania folwarczne, a właściwie ich resztki – zapadające się w ziemię szkielety budynków, które stały puste, do niczego już się nie nadając. Pozostało jeszcze kilka drzew, starych lip, które, jak można się domyślać, były niegdyś częścią prowadzącej do dworu alei lipowej. Jest też pamiątkowy kamień z wmontowaną w niego tablicą poświęconą Walentemu Wańkowiczowi. Napisano tam: „12 maja 1800 r. w majątku Kałużyce urodził się znakomity białoruski malarz Walenty Wańkowicz”. Warto zwrócić na nią uwagę, bo to dla nas to też ważna postać, to on namalował obraz „Portret Adama Mickiewicza na Judahu skale” inspirowany sonetem XVIII „Ajudah” z „Sonetów krymskich” wieszcza.

Autoportret Walentego Wańkowicza

         Tylko tyle, czy aż tyle pozostało po familii znanego pisarza w rodzinnym majątku. W tych stronach w czasie II wojny światowej toczyły się ciężkie walki, ale nie wszystko zniszczyła wojna…
         Trzeba mi ruszać dalej… Przecież mistrz Melchior pisał też o pobliskiej Uszy… A tam ile zostało ze świata „Szczęnięcych lat”?
         No raczej niewiele! Właściwie to tylko stary, ładnie położony na niewyskim wzgórzu, porośniętym strzelistymi sosnami cmentarzyk. Aby tam trafić trzeba minąć mostek na maleńkiej rzeczce o tej samej nazwie i dojść do miejsca, gdzie w lesie, pośród drzew trwają groby rodziny pisarza. Dokoła miliony brzęczących komarów wyganiają nas dalej.
         Kiedy Melchior miał dwa lata, zamieszkał na Kowieńszczyźnie, w majątku prababki w Nowotrzebach. Jak niegdyś i dziś droga wzdłuż Niewiaży prowadzi przez Romańską Górę, następnie biegnie z Użledzkiej Góry, cały czas prowadząc nas doliną rzeki. Tylko od starych ludzi można jeszcze dowiedzieć się szczegółów dotyczących najbliższej okolicy. Opowiadają chętnie, pełni zdumienia, że ktoś jeszcze pamięta stare nazwy niewielkich pagórków, bo jakież w tej okolicy mogą być góry.
         Dobrze jest czasami pójść śladami pisarzy w ich „kraj lat dziecinnych”, nie tylko, aby lepiej poznać i zrozumieć ich twórczość, ale by sprawdzić, czy rzeczywiście tamci ludzie już odeszli. Wówczas można udowodnić sobie i znajomym, że ten przesmyk pamięci między dawnymi czasami a obecnymi jest dość szeroki i można tam wciąż odnaleźć miniony czas, jak mawiał pisarz, ksiądz Walerian Meysztowicz „czas przeszły dokonany”. Wystarczy tylko trochę wyobraźni i potem wysiłku, aby odszukać, jak tu, stare polskie zaścianki szlacheckie.
         Dwór w Nowotrzebach, losem tysięcy kresowych domów, nie przetrwał do naszych czasów. Nie pozostał ślad po dawnej rodowej siedzibie, ale nadal rosną tu odwieczne jesiony i olchy, panuje pod nimi mrok, nad głowami szumią liście i, jak dawniej, i w jego opowieściach, pachnie wikliną. Niewiaża była rzeką jego szczenięcych lat, a także dzieciństwa jego córek. Tylko rzeka płynie wolno i dostojnie, jakby chcąc zaświadczyć, że jednak kwitło tu niegdyś życie…
         Dzisiaj jeszcze gdzieniegdzie można natrafić na piaszczysty brzeg rzeki, ale nie jest to już dawna czysta Niewiaża, w której, stojąc na brzegu, można było obserwować śmigające pod powierzchnią wody ryby. Każdy ma swoją rzekę dzieciństwa, nad którą przyganiają go radosne, szczęśliwe, bądź smutne, wichry losu. To właśnie owo „Królestwo Jasności”, jak pięknie kreślił to mistrz Wańkowicz. Przysiadłam na brzegu jego Królestwa, myśląc o moim, odległym stąd o tysiąc kilometrów, a jednak tak bliskim. Zapraszam nad Niewiażę – teraz Wy odnajdźcie swoje!

Katarzyna Węglicka
Opracowanie prozatorskie: Marzena Woronow

Kałużyce – widok współczesny oraz rysunki: dworu Wańkowiczów w Mińsku w 1916 roku i oficyny w 1918 roku
Droga na Użledzką Górę, opisana w książce „Szczenięce lata” oraz Nieważa w Nowotrzebach

(zdjęcia archiwalne: https://be.wikipedia.org/wiki/Валянцін_Ваньковіч,https://be.wikipedia.org/wiki/Дом­_Ваньковічаy)

Następny wpis

„Nad Prypecią…”

czw. paź 22 , 2020
          „W czasie naszego kilkudniowego pobytu Zibiowie powieźli nas do Sarii, drugiego majątku Łopacińskich, w którym mieszkał pan Łopaciński ojciec. Saria była położona na prawym brzegu Dźwiny, nad niewielkim jej dopływem. Od Leonpola była odległa o około dziesięć kilometrów. Dom bardzo stary, częściowo drewniany, częściowo murowany. Sufity niskie, okna małe, w niektórych pokojach sufity sklepione. W najstarszej części domu były pokoje z oknami, w których szyby pamiętały odwieczne czasy, oprawione były bowiem w ołowiu. Pokazywano nam pokój, w którym mieszkał przed laty biskup Łopaciński, obecnie zaś w tym pokoju urządzona była kapliczka domowa. Ciekawe też w wielu miejscach domu było przechodzenie […]