Tam gdzie Oleńka stała się Kmicicową, książę mnichem, a car dał wolność słowa Litwinom

         Postać Billewiczówny wymyślił Henryk Sienkiewicz, ale dziś, po ponad 100 latach, pod wpływem legendy literackiej, każdy wskaże drogę do miejsca, gdzie stał dwór Oleńki.
         No właśnie, czy nie jest tak, że ilu wskazujących drogę tyle dworów?
         Chyba nie, ale warto się tego dowiedzieć, więc wybrałam się na wędrówkę wzdłuż Niewiaży, którą to trasą dociera się na historyczną Laudę. Tam, gdzie wciąż trwa duch odwzajemnionego uczucia laudańskiej szlachcianki i chorążego orszańskiego Andrzeja Kmicica.
         Rzecz się miała w połowie XVII wieku. Wtedy na pewno w Wodoktach, zwanych Leśnymi lub Dużymi, stał dwór – literacko ujęty jako rodowa własność panny Aleksandry – skoro istnieją dokumenty, że w 1744 roku jezuici odkupili go wraz z całą posiadłością od Michała Bitowta. Mnisi zbudowali też karczmę, dla wygody podróżnych – choć i nie od rzeczy byłoby twierdzenie, że też dla zysków klasztornych – oraz w dworskiej kaplicy na stałe osadzili misjonarza, pełniącego duchową posługę dla miejscowych i wędrowców. W czasach potopu szwedzkiego istniał tu też kościół, choć ten nie przetrwał, zastąpiony drewnianą świątynią wzniesioną z funduszy Józefa Jodkiewicza, a ta w XVIII stuleciu obecnie istniejącą  której ówcześni właściciele Wodoków, Lutkiewicze, nadali wezwanie świętej Agaty. Obok wciąż trwa stary cmentarzyk pełen napisów na grobach, trochę nieortograficznych, trochę nieporadnych, choć to znane z Siekiewicza – Butrym, jest takie jak w powieści.
         Tuż obok wyrastają zabudowania Wodokciuków, czyli Wodoktów Małych, a że spuścizna literacka wielka, nazwy podobne, a i odległość nieduża, to obie miejscowości do dziś nieomal prowadzą spór, które są tymi „prawdziwymi” z powieści.
         Tam ludzie opowiadają też o kościele ufundowanym przez gorliwego katolika, w którego zmienił się po przejściu z protestantyzmu książę Biron. Ów zrezygnował ze światowego życia i stosownych apanaży, przywdziewając szatę mnicha. Wydawałoby się, że tak maleńka wioska nie posiada żadnych tajemnic, że nic ciekawego się tutaj nie działo. A tu, proszę: Sienkiewicz, książę przemieniony w mnicha i na tym jeszcze nie koniec.
         Tu, w latach 1902-1905 posługę duszpasterską w kościele pod wezwaniem Jana Nepomucena wykonywał Juozas Tumas-Vaižgantas. Ten zaangażowany w podziemną działalność na rzecz wolności słowa drukowanego Litwinów kapłan (i pisarz zarazem) ciężko pracował oraz w Domu Bożym i poza nim (między innymi uczestniczył w Wielkim Sejmie Wileńskim), redagując nielegalne gazety i zakładając szkoły oraz domy parafialne. Pewnej nocy, gdy za oknami szalała burza, przyśnił mu się car-batiuszka. We śnie również szalały żywioły i najjaśniejszy imperator, Mikołaj II zmuszony był schronić się w domu ubogiego duchownego. Gdy za oknami ustała zawierucha nadchodził już ranek i władca chciał opuścić gościnne progi plebanii, wówczas ksiądz-patriota żegnając się, chwycił go wpół i zaczął szantażować:
— „Nie puszczę cię, zanim nie podpiszesz Litwinom wolności słowa pisanego.”
— „Oj cudaku, niech będzie, jak chcesz.”
         Po daniu obietnicy car wyruszył w drogę, a gdy kilka dni później ksiądz-pisarz pojechał do Poniewieża zobaczył plakaty obwieszczające nowinę.
         A takich bohaterskich czynów ta okolica zna więcej. W pobliskich Pacunelach, w kościółku pod wezwaniem Jana Chrzciciela, służył ksiądz-Sybirak Wincenty Norwajsza. To może dzięki takim ludziom jest prawdą to, co mawiają na Laudzie, że jedna jej połowa należy do parafii w Pacunelach, a druga część do Wodoktów.

Katarzyna Węglicka
Opracowanie prozatorskie: Marzena Woronow

Pacunele
Wodokty

Następny wpis

Tragiczne miłości w sennym Snowie

czw. paź 22 , 2020
         W niewielkiej odległości od radziwiłłowskiego Nieświeża leży małe i urocze miasteczko Snów. Pierwszy raz trafiłam tam przypadkiem, a było to wiele lat temu i jeszcze w… Warszawie, gdy wraz z przyjacielem przeglądałam jakąś starą mapę dawnej Rzeczypospolitej, którą udało nam się kupić od osoby pochodzącej z tamtych stron.         Podczas jednej z podróży, gdzieś na drodze z Baranowicz przypomniałam sobie tamtą wyprawę „palcem po mapie” i tak zagościłam w Snowie… Chciałam zobaczyć miejsce, gdzie ludzie kochają aż po grób, czy też może mimo grobu, mimo grzechu czy też aż po grzech… To senne wtedy i dziś miasteczko, wiele widziało i sporo wycierpiało!         Od […]