Tragiczne miłości w sennym Snowie

         W niewielkiej odległości od radziwiłłowskiego Nieświeża leży małe i urocze miasteczko Snów. Pierwszy raz trafiłam tam przypadkiem, a było to wiele lat temu i jeszcze w… Warszawie, gdy wraz z przyjacielem przeglądałam jakąś starą mapę dawnej Rzeczypospolitej, którą udało nam się kupić od osoby pochodzącej z tamtych stron.
         Podczas jednej z podróży, gdzieś na drodze z Baranowicz przypomniałam sobie tamtą wyprawę „palcem po mapie” i tak zagościłam w Snowie… Chciałam zobaczyć miejsce, gdzie ludzie kochają aż po grób, czy też może mimo grobu, mimo grzechu czy też aż po grzech… To senne wtedy i dziś miasteczko, wiele widziało i sporo wycierpiało!
         Od razu znaleźliśmy ponad 100-pokojowy pałac zbudowany na poradziwiłłowskich włościach w końcu XVIII stulecia na siedzibę rodu Rdułtowskich. W początkach kolejnego wieku zamieszkiwał tu drugi, po ojcu, dziedzic, marszałek Kazimierz z żoną Teresą. Szczęśliwa para (pobrali za sowicie opłaconą zgodą papieża, bo Teresa była jego, po matce, przyrodnią siostrą) miała czworo dzieci: Konstantego, Eustachego, Zofię i Anielę.
         Jednym z tutejszych gości był Ludwik Szpitznagel, syn Ferdynanda, profesora Uniwersytetu Wileńskiego i sąsiada Salomei primo voto Słowackiej, wówczas już secundo – Bécu. Tak więc Ludwik przyjaźnił się nie tylko z Juliuszem, ale znał też całą naukową oraz artystyczną śmietankę Wilna. Młodzieniec ukończył gimnazjum, następnie kształcił się w Petersburgu, drukował wiersze i zajmował się przekładami. Gdy, jako urzędnik w Kolegium Spraw Zagranicznych, dostał propozycję wyjazdu na placówkę dyplomatyczną – jako tłumacz w rosyjskim konsulacie w Egipcie, jego przyszłość zapowiadała się w jasnych barwach…
         Chcąc pożegnać się przed czekającym go wyjazdem do Aleksandrii, w połowie stycznia 1827 roku odwiedził Wilno oraz pojechał do Snowia i… wtedy karta się odwróciła!
         Wiedziano od dawna, że kocha się w pannie Anieli, ale – jak podają rodzinne kroniki – od ukochanej dostał na pożegnanie grudkę ziemi, choć najwyraźniej innego oczekiwał responsu i chciał pozostać na snowskiej ziemi. I tak się stało. 26 lutego 1827 roku popełnił samobójstwo strzałem z pistoletu. Pochowano go w niej i choć dziś nie wiadomo, gdzie spoczywa romantycznie i nieszczęśliwie zakochany poeta, to legenda głosi, że po jego śmierci Aniela, wtedy już pani, Sołtanowa, pochylała się z naręczem kwiatów nad Ludwikowym grobem.
         I bez tej tragedii życie rodu Rdutłowskich było naznaczone cierpieniem, bo jeszcze wcześniej rozegrał się tutaj inna dramat. Jego bohaterami było rodzeństwo, brat i siostra, wychowani od dzieciństwa w rozłące. Spotkali się dopiero jako dorośli i, nie wiedząc o pokrewieństwie, zapłonęli miłością ku sobie. Mimo że poznali prawdę, ich serca nie chciały posłuchać głosu rozsądku i nadal trwali w kazirodczym związku, osamotnieni, napiętnowani przez otoczenie. Gdy na świat przyszły dzieci, chcąc uchronić je przed klątwą, rodzeństwo powędrowało do Rzymu i tam u papieża wybłagało zgodę na ślub. Ojciec Święty postawił im jednak twardy warunek: natychmiast po złożeniu małżeńskiej przysięgi mają rozdzielić się na zawsze. Młodzi wrócili do Snowia, ale nakazana rozłąka była ponad ich siły. Nie usłuchali nakazu papieskiego, za co – jak mówi podanie – spotkała ich kara boża: dzieci poumierały wkrótce na jakąś zarazę, matka powiesiła się z wielkiej rozpaczy, a ojciec zginął w nieszczęśliwym wypadku.
         Tragiczne to opowieści, ale Snów piękny, trwa wbrew ludzkiej rozpaczy. Wyjeżdżam smutna losami tamtych ludzi, ale i z nadzieją, że dziś snowianie kochają się szczęśliwiej!

Katarzyna Węglicka
Opracowanie prozatorskie: Marzena Woronow

Następny wpis

Trzy pochody Polaków

czw. paź 22 , 2020
         Kilka kilometrów od białoruskich dziś Stołowicz leży maleńka wioska Arabowszczyzna, z której wąska, polna dróżka prowadzi na skraj lasu. Stoi tam wielki, żelbetonowy pomnik, wzniesiony w końcu lat 20. ubiegłego stulecia. Na piętrzących się blokach, ułożonych na kształt skały, przysiadł orzeł, a za nim wnoszą się trzy smukłe krzyże. Kiedyś na frontowej ścianie cokołu znajdowały się jeszcze dwa miecze, a napis głosił: „Pamięci trzech pochodów Polaków i wybawieniu Komendanta”.         Dziś całość jest już mocno zniszczona, nie ma mieczy, a orzeł też „zgubił” koronę, ale przetrwał, najprawdopodobniej dzięki swojemu położeniu na uboczu. Na uboczu tych ziem, ale nie historii!         Przyjechałam tu aby zobaczyć […]