Kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Drui, zachwyciłam się tym miejscem gdzie do dziś można odnaleźć atmosferę małej, sennej, kresowej mieściny. Droga z Mińska jest daleka, autobus zatrzymuje się – moim zdaniem – przy co drugim większym krzaczku, ale wreszcie po ośmiu godzinach nieco męczącej jazdy, w pięknym popołudniowym słońcu wysiadłam na drujskim dworcu i wpadłam prosto w otwarte ramiona tutejszych Polaków, którzy od dawna serdecznie zapraszali mnie w te strony. W ich domu czekała mnie niespodzianka – prawdziwa wereszczaka, kresowa potrawa z grubo krojonej kiełbasy przekładanej słoniną, zapiekana i polana sosem. Gospodarze zapewniali mnie, że jest zrobiona według starego, rodzinnego przepisu, jeszcze z XIX wieku. Uczta jak dla mnie, królewska!
Gospodarze pokazali mi miasto dopiero następnego dnia.
Chodząc jego uliczkami, miałam nieodparte wrażenie, że już tu kiedyś byłam, że widziałam te domy, te zaułki, że już dawno temu też gdzieś poczułam specyficzną atmosferę kresowego miasteczka. Może sprawiło to palące lipcowe słońce, rozleniwione koty czy snujący się po poboczach dróg ludzie. To wszystko przypomniało mi inne, ale bardzo podobne miejsce, położone daleko stąd, aż u wrót Dzikich Pól – Szarogród, gdzie wędrowałam podobnym popołudniem, dokoła rozlegały się piania kogutów, a na środku brukowanej drogi, w promieniach słońca wygrzewał się maleńki kotek. Niewiele już pozostało takich miasteczek, ale, na szczęście, jeszcze można je odnaleźć, trzeba tylko włożyć w to nieco wysiłku. To jest równie stare, bo pierwszy zamek wzniósł tu w połowie XVI wieku ród Massalskich. Po nich rządzili Sapiehowie, zwąc miasteczko Sapieżynem. Z tamtych czasów pozostały kościół Świętej Trójcy i klasztor Bernardynów, a z późniejszych cerkwie prawosławna Zwiastowania i unicka śś. Piotra i Pawła oraz kirkut (XVIII-wieczną synagogę zburzono latem 1942 roku).
Osobliwością centrum miasteczka jest leżący nad brzegiem Drujki kamień Borysowy, jeden z trzech, jakie zachowały się na Białorusi. I chociaż jest rozłupany, wciąż widać jego potężny kształt i nadal można odnaleźć znak krzyża, którym połocki książę Borys Wszesławowicz, zwany Rogwołodem znaczył granice swojego państwa. Przypuszcza się też, że krzyże ryto w kamieniach pogańskiego kultu w czasach wielkiego głodu w 1128 roku, szerząc w ten sposób chrześcijaństwo i wypraszając łaski w niebiosach dla monarchy i jego ziem. Pierwszy raz usłyszałam o nich w dalekim Połocku, gdzie koło soboru św. Zofii jest kolejny (jeszcze jeden znajduje się w muzeum w Moskwie). Tam też opowiedziano mi historię ziemi i księstwa połockiego. Przez wiele lat wierzyłam, że kiedyś zobaczę i ten drujski. Oto on!
Katarzyna Węglicka
Opracowanie prozatorskie: Marzena Woronow


(zdjęcia archiwalne – synagoga w Drui na zdjęciach Jana Bułhaka: https://de.wikipedia.org/wiki/Synagoge_(Druja); książę Rogwołod: https://pl.wikipedia.org/wiki/Księstwo_połockie)