Kto chociaż raz wędrował letnią porą doliną Oporu, ten na zawsze zapamiętał wspaniałe widoki tej zielonej krainy – szpilkowych lasów na wzgórzach, łąk usłanych kwiatami, krystalicznie czystych rzek.
Urokliwa nazwa – dolina Oporu. Kojarzyłam ją z czymś tajemniczym, zakazanym, nie wiedziałam, że to nazwa pięknej rzeki. Zawsze myślałam, że jest to określenie związane z walkami, z oporem właśnie, o którym zapewne usłyszę, kiedy dotrę na tę ziemię. Może o walkach o niepodległość. Wszak – opór… A prawda okazała się zupełnie inna, ale nie pozbawiona uroku.
Pierwszy przyjazd przyniósł zauroczenie Skolszczyzną: wodami Latorycy i Oporu. Zieleń lasów na stokach, blask słońca przeświecającego przez konary drzew, błękit nieba i zboża żółciejące na niewielkich spłachetkach pól.
Opór, dopływ Stryja ma źródła u stóp góry o takiej samej nazwie i ujście pod Synowódzkiem Wyżnym. Biegnąca tędy linia kolejowa i droga ze Stryja do miejscowości Ławoczne prowadzą środkiem doliny.
Przybywając pociągiem od strony Lwowa, przejeżdżamy przez tunel za którym jesteśmy już w dolinie Oporu. Tu jest ona szeroka, płaskodenne, zamknięta od zachodu i południa zalesionymi grzbietami Paraszki i Zełemina z rozłożoną od wieków letniskową wsią Synowódzko Wyżne z dwiema cerkwiami: XIX-wieczną św. Jana Chrzciciela i ukończoną po II wojnie światowej Świętej Bogurodzicy (dawniej św. Jura). Stąd można robić niezliczone wycieczki, między innymi do sławnych skał w Bubniszczu i w niedalekim Uryczu z zamczyskiem Tustań opiewanym przez Zygmunta Kaczkowskiego w powieści „Olbrachtowi rycerze”. Powyżej kotliny rzeka opada przełomem, u wejścia którego leży niewielka wioska Dębina. Za nią dolina Oporu staje się jeszcze węższa – jest to jej najpiękniejsze miejsce. Miejsce to zwane jest Kłódką. Tor kolejowy biegnie tutaj po murze oporowym tuż nad spienionymi wodami. Gościniec wspina się wyżej, przekraczając skaliste ramię Dobrzan na wysokości ponad 800 metrów n.p.m. Stąd, aż po Sławsko, ciągną się zalesione z obu stron stoki doliny. W górę Oporu jedziemy dalej wąską, głęboko wciętą doliną między Paraszką a Zełeminem. Przy dawnym kamieniołomie gościniec skręca w otwierającą się od zachodu dolinę Orawy. Idąc dalej doliną Oporu, natrafiamy na znane niegdyś letnisko Hrebenów. Podążając wzdłuż biegu rzeki wznosimy się dalej na południe do kotliny Tuchli. O tych okolicach opowiadał mi znajomy, który przed II wojną światową przyjeżdżał tu na zimowe ferie. Całe dnie spędzał na nartach, robiąc wspaniałe wycieczki na grzbiety Daszkowa i Magury. Jadąc dalej na południe, mijamy kolejne wioski, aż wynurzymy się z kompleksu lasów na słoneczną kotlinę Sławska. Jest to duża wieś, położona wśród szczytów przekraczających wysokość 1200 metrów n.p.m., których zbocza z rzadka tylko porastają kępy drzew. Tu są najlepsze tereny narciarskie, znane już w czasach przedwojennych, oraz te wycieczkowe na Trościan czy Wysoki Wierch. Pierwsze zawody zorganizowała tu sekcja narciarska Akademickiego Klubu Sportowego w sezonie 1912-1913, która własnym kosztem zbudowała skocznię i tor saneczkowy. Z kolei latem Sławsko zyskuje zwolenników dzięki słonecznemu klimatowi. Zwężającą się powyżej doliną dojeżdżamy do stacji kolejowej Ławoczne, po drodze mijając wioskę Tarnawka, gdzie zachowało się jeszcze wiele pięknych, niekiedy krytych słomą, starych chat.
I wreszcie Skole – „stolica” regionu. Nazwa pochodzi od wcześniejszych określeń bezludnej i dzikiej krainy zarzuconej gęsto skałkami, do której droga wiodła wąwóz zwany „Wrotami”. Skałki te wstrzymywały bieg rzeki, stąd i jej nazwa: Opór. Tajemnica wyjaśniona – nie ktoś a coś, ale opór stawiło!
Skole, nazywane niegdyś Aleksandryą znane jest od końca XIV wieku, ponieważ było usytuowane przy historycznym trakcie prowadzącym na Węgry. Tędy w wiekach XVII i XVIII przemycano broń i żołnierzy werbowanych w Polsce. Podążał nim także wódz powstania węgierskiego Ferenc Rakoczy, a za czasów Jana III Sobieskiego – dyplomaci ze stronnictwa francuskiego. We wrześniu 1939 roku przez Skole i Ławoczne przedostawali się na Węgry polscy żołnierze.
Lokowane w 1788 roku dzięki księżnej Katarzynie Lubomirskiej zyskało hutę żelaza, a później tartak parowy, elektrownię wodną i warsztaty remontowe należące do rodziny Groedlów. Taki rozwój był wówczas możliwy dzięki temu szlakowi zwanemu „drogą stryjską”, gdyż przez skolską komorę celną przepędzano na Węgry woły, a stamtąd przywożono sławne wina.
Atrakcją dla turystów i letników było założone przy centrum administracyjnym dóbr baronów Groedlów leśne muzeum z okazami niedźwiedzi czarnych, rysi, wilków oraz dużą kolekcją rogów jelenich.
i jego okolice przyciągały nie tylko urlopowiczów i amatorów czynnego wypoczynku połączonego z krajoznawczymi wycieczkami. Było to również miejsce pobytów zorganizowanych: obozów Przysposobienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego dla harcerzy oraz koloni letnich i zimowych.
Dziś mieszka tu już niewiele polskich rodzin lecz tym, którzy wytrwali dane było przeżyć wzruszającą uroczystość, która odbyła się 17 września 1994 roku. Zwróćcie uwagę na wybraną przez nich datę. Tym wielkim świętem stało się powtórne poświęcenie odbudowanego z kompletnej ruiny kościoła parafialnego pod wezwaniem Siedmiu Boleści Najświętszej Marii Panny, który zamknięto w 1946 roku, po wysiedleniu na Dolny Śląsk ludności polskiej. W świątyni sowieci swoim zwyczajem urządzili najpierw magazyn, następnie elektrownię miejską.
Kolejną na trasie jest rozrzucona po pagórkach wieś Synowódzko Niżne. Legenda głosi, że istniało tu niegdyś wielkie jezioro i to od jego sinych wód pochodzi nazwa miejscowości, tak jak i Synowódzka Wyżnego. W rzeczywistości obie osady powstały w szerokiej dolinie stanowiącej niegdyś rozległe rozlewisko, w XIV wieku, kiedy na osuszonych już terenach osiedlano wziętych do niewoli Turków.
O Synowódzku Niżnym, gdzie Opór uchodzi do Stryja, krąży legenda o dwóch braciach, zwanych Stryj i Opór. Zrodziła ich góra Jawornik i wysłała jedną drogą ku wodom Dniestru. Stryj od razu wyruszył, był starszy, rozważniejszy i lubił wygodę, więc zatoczył szerokie półkole, mijając trudniejsze przejścia. Opór zaś położył się spać, lekceważąc podróż. Gdy nagle zbudził się, słońce już było wysoko na niebie, a jego brat hen daleko za górami. Rzucił się pędem w dół, na przełaj, w poprzek gór, przez wąskie wąwozy, po spadzistych zboczach pianę toczył i skały po brzegach rozrzucał, aż wreszcie przebył wrota Beskidu i w czystym polu zobaczył brata. Tam się ich sine wody złączyły, a ludzie nazwali to miejsce Synowódzko. Zaś Stryj z Oporem wpłynęli do Dniestru na szerokiej równinie, zanim się słońce schowało za horyzontem.
Kolejna miejscowość to Ławoczne, której nazwa pochodzi od licznych kładek nad korytem rzeki powstałych tu jeszcze za czasów Królestwa Galicji i Lodomerii.
Te malownicze tereny stały się wraz z całym Podkarpaciem jednak areną najbardziej zaciętych walk na froncie wschodnim I wojny światowej. Stąd w sierpniu 1914 roku ruszyła na Rosję wielka ofensywa wojsk austro-węgierskich, a po jej załamaniu rozpoczęła się kontrofensywa 8. Armii generała Aleksieja Brusiłowa. Po czterech miesiącach śmiertelnych zmagań wiele miast i wiosek legło w gruzach, a zginęło około miliona rosyjskich żołnierzy.
Za Stryjem wychodzę na korytarz pociągu. Teren za oknami staje się coraz bardziej pagórkowaty, w oddali widać wyższe wzniesienia. Już Synowódzko Wyżne i kilka ocalałych przedwojennych willi. W jednej z nich na początku XX wieku wypoczywała ukraińska „Madame Butterfly” – mezzosopranistka Salomea Kruszelnicka. Zaraz będzie Skole, czas zbierać rzeczy i wysiadać. Dlaczego akurat tu? Odpowiedź jest oczywista – przyjechałam, aby spełnić marzenie. Wiele lat temu przeczytałam fascynujące wspomnienia Maryli Wolskiej i Jej córki, Beaty Obertyńskiej i od tamtej pory Skolszczyzna już zawsze będzie dla mnie pachnieć macierzanką. Wiedziałam, że Storożki opisanej przez obie poetki już nie zobaczę – z powierzchni ziemi zmiotła ją II wojna światowa, ale pozostało samo miejsce. Przecież ziemia aż tak bardzo nie mogła się zmienić.
Maryla, córka malarza Karola Młodnickiego i córka chrzestna poety Kornela Ujejskiego wzrastała w zakupionej przez rodziców posiadłości „na Storożce”, u wrót Skolego tuż nad szumiącym stale Oporem. Dom ten był miejscem spotkań ówczesnego świata artystycznego, Bywali tu Leopold Staff, Henryk Rodakowski, Jan Pawlikowski, Kornel Ujejski, Artur Grottger, August Bielowski, Kazimierz Odrzywolski, Józef Ekielski. O ukochanym miejscu tak napisała: „Po Storożce tęsknić będę do śmierci – o Storożce będę pamiętać umierając”.

Jej córka miejsce to widziała nieco racjonalniej, wszak był też dzieckiem Karola Młodnickiego, przedsiębiorcy naftowego: „Przyparta okolem do podnóża Karpat skolska dolina Oporu musiała chyba od początku swego istnienia robi wrażenie olbrzymiej błękitnej miski o stromych, świerkowym lasem porosłych ścianach. Rzeka kilkoma pętlami rzucona na jej dno parła z gór suta zaśpieszona… W roztopy rozlewała się buro po całej dolinie, w susze prześlizgiwała się szmaragdowym grzbietem między białymi od spieki kamieniami brzegów, które z kolei zima zakuwała w lód”.
Tu wraz z przyjaciółmi, liczna rodzina Maryli Wolskiej chłonęła uroki wiejskiego życia.
Idę w góry. Jest piękny, słoneczny dzień lipcowy. Najpierw wzdłuż drogi, potem leśnymi ścieżkami, cały czas wyżej i wyżej. Przeskakujemy szemrzący po kamieniach zimny strumyk. Ścieżka pnie się teraz wzdłuż dość stromego zbocza. Nad nią, po lewej stronie, świerkowy las, w dół, w prawo opada ku lasowi połonina. Wchodzimy na szczyt. Stąd szeroki, daleki widok na otaczające nas góry i doliny. Wracam myślami do opisów Beaty Obertyńskiej:„Wycieczka na Zełemin, lesisty szczyt po tamtej stronie Oporu, była łatwa i najbliższa, opłacająca się w dodatku szerokim, prawie z lotu ptaka oglądanym widokiem na całą skolską dolinę, dla przybyszów ze Storożki tym jeszcze osobliwym, że rozciągającym się na ich połowę lasu i gór, a zatem najmniej ich oczom opatrzoną i znaną.
A potem była Paraszka, bodajże najwyższy ze skolskich szczytów – poważna już, całodzienna piesza wycieczka. Broniły do niej dostępu trzy garby wysokich Korczanek, które trzeba było kolejno i z coraz większym trudem pokonywać, aby się wreszcie dostać na szczyt samotnie nad okolicą królującej Paraszki.
Wysokim „C” wakacji została jednak na zawsze jazda do Bubniszcz, zwykle w kilka wozów, z całym ładunkiem prowiantu, kociołków, koszów i naczyń, daleka całodzienna wycieczka, z której wracało się już wygwieżdżoną nocą po ledwie rozeznawanej przed końmi białawej smudze gościńca. Bubniszcze opowiem gdzie indziej, jako że mają prawo do osobnej wzmianki w maminym życiu”.
Odtwarzam jej wyprawę, a więc pora na strome podejście pod szczyt Paraszki. Jej stoki porasta świerkowy las, sam grzbiet to odkryta połonina. Wieje silny wiatr, zapowiadany wczorajszym czerwonym zachodem słońca, ale dzięki temu czyste powietrze pozwala podziwiać panoramę Bieszczadów. Gdzieś w dolinach ścielą się jeszcze siwe mgły, ja z zachwytem patrzę na Halicz i Tarnicę, a na południu na Trościan. Zejście prowadzi przez las północnym stokiem aż do strumienia, który w wielu miejscach tworzy malownicze wodospady. Ze stacji kolejowej w Synowódzku Wyżnem wraca się do Skolego. Oj, trudno rozstać się z tą czarowną okolicą, choć Beskidy Skolskie są zalesione, poprzecinane krętymi, dzikimi dolinami i łatwo można zgubić się w ich dzikich ostępach.
Znalazłam to czego szukałam, ale mój opór jest przez małe „o” – to opór całej duszy aby wyjeżdżać z doliny Oporu.
Katarzyna Węglicka
Opracowanie prozatorskie: Marzena Woronow




(fragmenty tekstów za: Maryla Wolska „Quodlibet” i Beata Obertyńska,„Quodlibecik”)
(zdjęcia archiwalne: https://de.wikipedia.org/wiki/Maryla_Wolska, https://uk.wikipedia.org/wiki/ Церква_великомученика_Пантелеймона_(Сколе), https://uk.wikipedia.org/wiki/Сколе)