„Bere meny” Dniestrze!

         Na wysokim brzegu Dniepru leżą Beremiany – sprawiająca smutne wrażenie maleńka wioska przycupnięta na stromej skarpie. Ściśnięte, skromniutkie chatki, stadka zabiedzonych gęsi wędrujących wzdłuż walących się płotów. Jakby tego było mało, drogą idzie wolno starsza kobieta o zmęczonej twarzy, a na ramionach niesie koromysło, na którym zaczepione ma dwa wiadra pełne wody z rzeki. To lekki wstrząs – w XXI wieku okazuje się można jeszcze spotkać takie obrazki! Nad brzeg rzeki prowadzi nas dróżka wysypana drobnym, czerwonym żwirem – to typowy kolor tutejszej ziemi, która zawiera jakieś związki żelaza. W dole moim oczom ukazał się stary sad, co prawda nieco już zdziczały, ale wciąż wspaniały, bo to pozostałość po znajdującym się tutaj do końca wojny majątku. Wzdłuż niego widać pozostałości kanału, doprowadzającego wodę z rzeki. To tu gdzieś stał dwór, w którym urodził się Kornel Ujejski. Schodzimy niżej. Nad wodą unosi się mgiełka, potężna rzeka płynie wolno, majestatycznie, jeszcze bardziej zwalniając swoje tempo na zakolu. W pobliżu ma swoje ujście maleńki strumyk. Miejscowa legenda mówi o tym, że jego wody biegną ku Dniestrowi, jak młoda dziewczyna do chłopca, która woła: „bierz mnie”, co po ukraińsku tłumaczy się; „bere meny”.
         Tu, przez 16 lat, wychowywał się znany polski poeta Kornel Ujejski, zwany „ostatnim wielkim poetą romantyzmu”. Jego dziad, oficer galicyjskiej szlacheckiej gwardii przybocznej cesarza Józefa II, Piotr Aleksander, przeniósł gniazdo rodzinne spod Tarnowa na Ruś Czerwoną, kupując w 1799 roku wieś Wasylkowce koło Czortkowa na Podolu. Tu urodził się jego ojciec poety, Florian, który zawierając drugie małżeństwo, otrzymał wraz z żoną, Ludwiką Wolańską, wieś Beremiany, w której gospodarował ponad 20 lat. Tutaj 12 września 1823 r. przyszedł na świat jego najstarszy syn Kornel, a później jego trzej bracia.
         Profesor Zbigniew Sudolski, znawca życia i twórczości poety, tak pisze o tych naddniestrzańskich terenach: ”Okolica Beremian była wprost wymarzonym gniazdem dla przyszłego poety. Sama wieś położona na szczycie wzgórza, u którego stóp rozlewała się rzeka Strypa wpadająca do Dniestru, czarowała niezwykłym widokiem, powagą dziejowych pamiątek – mogiłami poległych w walce z Tatarami i ruinami niedalekiego zamku w Jazłowcu.”
         Młody Kornel przyjaźnił się między innymi z Antosiem, synem tutejszego unickiego popa, co pozwoliło mu poznać mieszkańców okolicznych wiosek. Dało szansę ujrzeć wrażliwość innych, nauczyło rozumienia tych biedniejszych.
         Wciąż rosną tu stare lipy, które być może pamiętają czasy, kiedy w te strony zawitały niedobitki oddziałów generała Józefa Dwernickiego. A w okolicy są jeszcze Jazłowiec, Złoty Potok, Rakowiec i Buczacz. Trudno w takim otoczeniu nie ulec urokowi opowieści o ludziach, o bitwach i potyczkach tutaj stoczonych. Trudno w takich warunkach, mając skłonność i talent jak Kornel, nie pisać poezji!
         Jego rodzinna ziemia niewiele zmieniła się od tamtych czasów. Nadal jest tutaj urzekająco pięknie, czerwono-zielono-błękitnie, rzec można – mesjanistycznie. Czas mija a my wciąż jesteśmy nad Dniestrem. Tego dnia rzeka była cudownie spokojna. Na jej brzegu stały kajaki, które – dzięki mojemu przewodnikowi – powiozły nas dalej. Wypłynęłam wieczorną porą na rzekę i wtedy jakby otworzyło się nad mną niebo. Warto było jechać taki kawał drogi, szukać łódek, właściwych ludzi, aby zbliżająca się noc przychylnie wzięła mnie w swoje objęcia.

Katarzyna Węglicka
Opracowanie prozatorskie: Marzena Woronow

(zdjęcie archiwalne – „Portret Kornela Ujejskiego”, Eugeniusz Steinsberg, 1894 rok: https://pl.wikipedia.org/wiki/Kornel_Ujejski)

Następny wpis

„Bodajby przepadł”, warchoł z Upity!

czw. paź 22 , 2020
        W XVII wieku właścicielem poniewieskiej Upity był szlachcic nazwiskiem Siciński. Tak jak miał wielki majątek, tak niewiele przymiotów charakteru. Warchoł, awanturnik i zawadiaka. A że szlachcic i to jeszcze bogaty, stanowiska piastował więc wysokie. Stąd, jako poseł upicki ziemi trockiej, znalazł się 9 marca 1652 roku na sejmowej sali obrad,na której wypowiedziawszy słowa „ja nie pozwalam na prolongatę” (chodziło o przedłużenie obrad izby o dwa dni), wyszedł. Licząc, że Siciński wróci i cofnie sprzeciw spotkano się 11 marca, jednak szlachcica tego nie było. Kontynuowanie posiedzenia było więc niemożliwe, a jego czyn uznano za pierwsze wykorzystanie prawa „liberum veto”. Czy to […]